Jestem na diecie. Od tygodnia. Pierwszy raz na takiej o ustalonym charakterze a nie zwykłe pitu pitu. Pięć posiłków dziennie o określonym składzie i gramaturze. Jest kul :D A przynajmniej było, kryzysy atakują. Brakuje mi... np. kawy z mlekiem :C Ale trzeba wziąć się w garść: "Do big or go home!".
Zdjęć nie wklejam co by nie zapeszać. Zwłaszcza, że ludzie się łapią za głowę jak mówię, że JA jestem na diecie (redukcyjnej ! SzOoK !) - to jest średnio przyjemne.
Nie wiem czy to tylko moje odczucia ale mam wrażenie, że określenie "dieta" zwykle kojarzy się ludziom z cierpieniem, głodowaniem i walką o utratę cennych gramów. (No dobra, fakt, często tak jest) Chyba jeszcze trochę potrwa zanim niektórzy spojrzą na to z innej strony. Dla mnie to pewnego rodzaju eksperyment. Chce poznawać swój organizm! Planuje być zdrowa i jędrna:D Chcę na samej sobie sprawdzić ile procent ze stwierdzenia "Dieta to 70% sukcesu" jest "prawdziwych".
Pomimo tego, że poświęcam czas tematyce odżywiania już od dawna, to nie potrafię obiektywnie spojrzeć na moje nawyki żywieniowe. Dlatego postanowiłam się skonsultować z kimś doświadczonym. Polecam to wszystkim, którzy mogą sobie na to pozwolić a leń albo duma nie pozwalają.
Cmok.
AaA. I zapomniałam o treningach. No nic, innym razem. W skrócie: najpierw redukcja potem rzeźba:D